Sunday 11 October 2015

Każdy ma swój szybowiec

Oprócz ogromu przyjemności jakie daje latanie szybowcem, lot tym statkiem powietrznym nie należy do najłatwiejszych. Permanentne monitorowanie przyrządów pokładowych, przestrzeni wokół szybowca, wyszukiwanie prądów wznoszących, pilnowanie granic przestrzeni powietrznej no i mapa na kolanach - wszystko to sprawia, że lot "patykiem" można zaliczyć do stresogennych. Dlaczego w takim razie, tak bardzo mnie on relaksuje i mimo realnego zagrożenia życia, każdego dnia spoglądam w niebo z oczekiwaniem na weekend i....Cumulusy?
Na pierwszy rzut oka, nie ma to sensu, no bo po co się tak stresować a nawał zajęć jaką musi wykonywać szybownik, powinien wyczerpać go i zmęczyć...Jednak tak nie jest, przynajmniej w moim przypadku.
Przyznam szczerze, że na początku mojej podniebnej przygody, nie bardzo to rozumiałem, ponieważ zwykle zmęczony byłem nawet nic nierobieniem. Co dopiero natłokiem zajęć?
Któregoś popołudnia, kiedy rozmyślałem o moim prawie sześcio-godzinnym locie, coś w moim wnętrzu wykrzyczało Eureka!
 - Już wiem co jest przyczyną mojego permanentnego zmęczenia, nawet wtedy, kiedy nic nie robię (teoretycznie). Winowajcą jest....Czas!
Badania pokazują, że nasz mózg zużywa najwięcej energii ze wszystkich naszych narządów. A skoro zamieniłem go w wehikuł czasu, i wożę się nim z przeszłości w przyszłość, w to i z powrotem, po kilkaset razy dziennie, to jak on ma odpocząć? Podróż w przeszłość, analizowanie tego co było, co ktoś powiedział, jak bardzo mnie skrzywdził, coś mi przeszło koło nosa, zaprzepaszczone okazje, niezjedzone owoce, co by było, gdyby i tak w kółko. Z drugiej strony ta przyszłość, niepewna, co będzie gdy...i tak dalej...
Ktoś może powiedzieć, no tak, ale jak to się ma do szybowców. Otóż ma, i to bardzo.
Szybowiec spuszcza powietrze z kół mojego umysłowego wehikułu czasu, zabiera mu kluczyki od stacyjki, wypuszcza paliwo i zakorzenia mnie w tu i teraz. Jestem zamknięty w plastikowej puszce, wysoko nad ziemią, chociaż upajam się każdą chwilą w przestworzach, zaglądam w oczy ptakom, bujam się w kominach powietrznych, to chcę w końcu wrócić na ziemię, bo ona jest moim domem. Moim celem jest bezpieczne lądowanie. I tu już włącza się mój instynkt samo-przetrwania, moja natura. Pragnienie przeżycia sprawia, że mój umysł przestaje zajmować się tym, co niepotrzebne i koncentruje się na tu i teraz. Nic więcej się nie liczy. No past, no future!

Każdy ma taki swój "szybowiec", dzięki któremu iluzoryczny czas przestaje istnieć a nasze egzystencjonalne tortury doznają ukojenia. Umysł skoncentrowany na tu i teraz męczy się o wiele mniej niż ten sam umysł rozbiegany pomiędzy przeszłością a przyszłością. Ja osobiście posiadam więcej takich "wyłączników" czasu, które odcinają mnie od prądów przeszłości i przyszłości. Fotografia, taniec, gitara a nawet jazda motocyklem wyzwalają mnie z okowów czasu - jestem tylko tu gdzie jestem i robię tylko to, co robie i nic więcej. Wiem, że mój umysł jest od tych podróży w czasie uzależniony, chociaż tak bardzo go męczą. Można jednak stosunkowo łatwo zrzucić z niego ten balast czasu poprzez życie w teraźniejszości a wtedy poprzez nasze oczy zaczyna patrzeć Ktoś inny niż tylko umysł - inny mieszkaniec naszego Jestestwa, dla którego istnieje tylko Teraz a czas jest zwykłą złudą. To nasz Duch, który karmi się zachwytem, pasją. Jego pseudonim artystyczny to...Życie.

Paweł



No comments:

Post a Comment