Monday 12 October 2015

Spacer w teraźniejszości

Od czasu do czasu lubię sobie uciąć spacer, aby coś przemyśleć, albo po prostu zwyczajnie się przejść i zrelaksować. Jako, że okolica w której mieszkam świetnie się do tego nadaje, często korzystam z nadarzających się okazji i przemierzam pobliski lasek czy park, a malowniczy zachód słońca jest dla mnie zawsze tylko dodatkowym "trigger'em". Od niedawna postanowiłem moje spacery trochę "udoskonalić", bo często bywało tak, że po powrocie z takiego spaceru, wcale nie czułem się zrelaksowany, a czasami wręcz przeciwnie. Postanowiłem więc wypróbować czegoś nowego.
Postanowiłem po prostu iść przed siebie, nie myśląc o niczym, przemierzając wcześniej zaplanowaną trasę. I...nie było łatwo. Mój umysł nachalnie domagał się atencji, trochę tak, jak małe dziecko, które chce się popisać przed rodzicem. Co rusz, podrzucał mi jakieś historyjki do przemyślenia,wytrącając mnie z równowagi teraźniejszości, przenosząc, to w przeszłość, to w przyszłość i tak bez końca. Z uporem maniaka, starał się przekonać mnie do ich ważności, że bez tego całego rozpamiętywania, to moje życie nie ma sensu, analogicznie do reklamy w telewizji, która wciska nam produkt, przekonując nas za wszelką cenę, że jak tego czy tamtego nie łykniemy, to nie pogramy już więcej wnukowi na gitarze (a ja lubię sobie od czasu do czasu pobrzdąkać) .  Początkowo próbowałem z tym walczyć, wdawać się w dyskusję z umysłem, pokazując, że mnie nie wygoni z teraźniejszości i... mnie nie wygonił....on mnie po prostu wypędził! Wybił mi z głowy tą całą teraźniejszość. Spędziłem dobre pół godziny na przekomarzaniu się z....no właśnie....z kim? Przecież ten umysł to też Ja! Dlaczego walczę sam ze sobą? A skoro Ktoś z tym umysłem rozmawiał, to kto to był? Umysł polemizował z umysłem? Bez sensu. A może nie jestem tylko umysłem? Przypomniałem sobie pewną, zasłyszaną niegdyś prawdę, że umysł panuje na ciałem. I trudno się z tym nie zgodzić - przykładów można podać mnóstwo. Skoro umysł panuje na ciałem, to pewnie i Ktoś ma władzę nad umysłem - poprzez prostą analogię. No tak....ale kto? Ja -nie.
Urządziłem sobie wkrótce kolejny spacer. Tym razem postanowiłem nie wdawać się w dyskusje z umysłem, tylko po prostu go ignorować. Podziałało to na niego, jak... płachta na byka. Do domu wróciłem na tarczy mojego umysłu. Ba, on mi tą tarczę zabrał i posłał do wszystkich...
Nie poddawałem się. Do trzech razy sztuka, pomyślałem. Tym razem postanowiłem z niczym nie walczyć, z żadną myślą, ważną, nieważną...nieważne. Szedłem tak w milczeniu obserwując mój umysł, czekając na kolejną operę mydlaną w jego wydaniu. Kiedy zaczęły się pojawiać myśli, po prostu je obserwowałem, akceptowałem, bez oceniania, przekonywania, ustosunkowywania się, itp. Miałem wrażenie, że coś je zaczyna rozpuszczać, podcinać im korzenie i po kilku minutach spaceru wręcz oniemiałem. On po prostu zamilkł! Przestał gadać! Eureka!  Ale zaraz, skoro Ktoś go obserwował, to kto to mógł być? Czy jest nas dwóch? A może mam schizofrenie? Ktoś zapanował nad moim umysłem, to fakt. A może wcale nie jest nas dwóch -tylko trzech? Trójca w jednym?
Od tej pory moje spacery zyskały na wartości. Bardziej mnie relaksują a bycie tu i teraz i nigdzie więcej, otwiera bramy do prawdziwej obecności, która ściele się przed nami niezliczoną ilością kolorów, dźwięków, kształtów i zapachów. Życie tętni dookoła w niezliczonej liczbie form, kiedyś, po prostu ich nie dostrzegałem. Prawdziwa uczta dla moich zmysłów na wyciągnięcie ręki...albo, jak kto woli -na wyjście z domu. Po takim spacerze odczuwam niesamowity spokój a napięcia w ciele wygładzają się jak za dotknięciem czarodziejskiego żelazka. Wtedy mam wrażenie, że przez te same oczy, przez które większość czasu patrzy umysł, zaczyna spoglądać Ktoś jeszcze - niesamowite uczucie.
Umysł to wspaniała rzecz, świetnie zapamiętuje, uczy się, przelicza, planuje, analizuje, dedukuje - bazując na tym wszystkim, czego się nauczył - w szkole, na praktykach, na studiach. Nie można umniejszać jego roli, on jest po prostu świetny. Ale dobrze jest go używać, a po użyciu, odłożyć na miejsce, wyłączyć, aby nie robił hałasu, tak, jak niesforne dziecko. Wtedy do głosu może dojść ten Drugi, ten, kto panuje nad umysłem i jest źródłem natchnienia, podziwu czy wzruszenia i ma dostęp do wszystkiego tego, czego nie wie umysł. A to wszystko podszeptuje mu -ten Trzeci. Wszechobecność, która wiele ma imion.
Przypomniał mi się film, który kiedyś oglądałem (tytułu nie pamiętam), w którym to jakiś dzieciak coś zbroił i czekał na swojego ojca, aż przyjdzie i wymierzy mu karę. I przyszedł, zobaczył co się stało i bardzo mu się to nie spodobało. Motał się przez chwile w swych myślach, obmyślając jak zareagować. Przecież dzieciak musi dostać jakąś karę, w przeciwnym razie, pomyśli, że to nic takiego i nadal będzie broił. Z drugiej strony, aż go korciło aby spóścić mu lanie, żeby zapamiętał na całe życie, że tak nie można postępować. Ale, ponieważ był to mądry i roztropny tata, postanowił nic nie robić, a tylko patrzył przez jakąś chwilę na swojego syna poważnym wzrokiem. Poważnym, ale nie złowrogim. Dzieciak był wręcz spłoszony - nie tego się spodziewał. Oniemiał! Zrozumiał wszystko, co powinien zrozumieć, bez słów, bez pasa. Po chwili chłopiec spuścił wzrok i odszedł w milczeniu jak gdyby chciał powiedzieć, tak tato - wszystko zrozumiałem, lesson learnt.
Podobnie jest z moim umysłem, natychmiast milknie, kiedy go tylko zaczynam obserwować. Ja-Duch.

Paweł

No comments:

Post a Comment