Tuesday 5 April 2016

Niby zwykły spacer...

To miał być rutynowy, popołudniowy spacer po pracy. Pierwsze kroki raczej z przyzwyczajenia a może nawet i trochę z wewnętrznego przymusu podyktowanego troską o swoje zdrowie i kondycje, kolejne już bardziej z... ciekawości. I niby nic wielkiego - szary człowiek kontrastujący z paletą kwiatów, człapiący w rytm chóru ptaków, które udźwiękowiły i upachniły moje kolejne 60 minut istnienia - samego na sam ze sobą. A jednak...
Wychodząc z domu niewiele widziałem co wokół mnie się działo bo ciągle miałem w głowie dialogi i obrazy odchodzącego już do lamusa dnia. Przemierzając tak dobrze znaną mi już drogę poczułem nagle jak spadają mi zaślepki z oczu a z uszów wypadają zatyczki. Spowolnienie kroku tylko spotęgowało intensywność nowych doznań. Coś mnie zatrzymało i wyostrzyło wszystkie zmysły. Kazało potrzeć, słuchać i czuć...Mijałem kolejnych spacerowiczów zagadanych na telefonie czy z obowiązku wyprowadzających psa na spacer. Inni zajęci byli dyskusją o pracy czy nowym domu. Miałem wrażenie, że przebiegli ten swój spacer, odbyty, czy jak kto woli - odfajkowany - dla spokoju sumienia.
Poczułem jakby wszystkie moje zmysły zaczeły budzić się do życia - ze snu zimowego.  W powietrzu czuć było wiosnę, a od czasu do czasu, woń świeżo zroszonej trawy i skopanej ziemi, przenosiły moje myśli w krainę lat dziecięcych. Zapach roli po deszczu, świeżo skoszonej trawy, bose stopy chlapiące się w kałuży, strumyki wody ze stopniałego śniegu spływające z pola...Rechot żab w pobliskim stawie, koncert sowy i trzepot skrzydeł nietoperza...
Kładąc się spać, mam zwyczaj przypominania sobie pięciu miłych rzeczy, które przydarzyły mi się w mijającym dniu. To takie moje ćwiczenie wdzięczności, które -moim zdaniem- uszlachetnia i uczłowiecza, zbliżając nas jednocześnie do celu naszej podróży... 
Dzisiaj podziękuję za dar zmysłów, dzięki którym mam możliwość rozkoszowania się tym światem na pięć - tysięcy obrazów, dźwięków, smaków, zapachów i dotyków.